Hej dziewczyny,
W dzisiejszym wpisie chciałabym wam przedstawić kolejne produkty do ust, otrzymane od koreańskiego producenta marki Beauty Co Seoul. Ostatnim razem opisałam matowe pomadki, które okazały się świetne, dlatego zdecydowałam się także wypróbować tinty, ale nie takie zwykłe, bo z gąbeczką typu cushion w formie aplikatora. Jeżeli jesteście ciekawe, co o nich sądzę i czy sprawdziły się równie dobrze, co ich poprzednicy to zapraszam do zapoznania się z recenzją!
Opis Producenta
Glam Up Lip Cushion to barwniki które zapewnią idealny makijaż ust już za jednym dotknięciem. Żywe i intensywne kolory oraz gładka tekstura ściśle przylegają do skóry, aby zapewnić jak najdłuższą trwałość. Tinty dzięki specjalnej formule pozostawiają na ustach szybko zasychającą warstwę powodując tym samym, że kolory są maksymalnie intensywne, natomiast usta nie pozostają lepkie i klejące.
Produkty zawierają w składzie olej arganowy bogaty w witaminę E, która dodaje elastyczności oraz miękkości skórze, olej makadamia zapobiegający nadmiernemu odparowywaniu wody, a tym samym przesuszeniu ust, oraz olej z pestek winogron który zapobiega obumieraniu komórek i sprawia że skora staje się bardziej elastyczna, co jest podstawą w prewencji przeciw jej starzeniu się.
Jak stosować?
1. Przy pierwszym zastosowaniu, odkręć tubkę i zdejmij srebrną folię ochronną.
2. Aby zaaplikować produkt, zdejmij nakrętkę i nałóż tint przy pomocy wbudowanego aplikatora, mającego formę cushiona. Aby gąbeczka się zabarwiła należy delikatnie nacisnąć na tubkę, tak długo dopóki nie będzie na niej widoczny pożądany odcień.
Moja Opinia
Marka Beauty Co Seoul, jest raczkującą i ma dopiero niecałe pół roku, jednak nie spoczywa na laurach i tworzy coraz to nowe produkty kosmetyczne. Jednymi z nich są wodniste barwniki do ust - tak zwane tinty, w których może nie byłoby nic niezwykłego gdyby nie niecodzienna forma aplikacji.
Kiedy odebrałam paczkę od kuriera, to po otwarciu zauważyłam że w środku znajduje się podwójna ilość tintów niż miałam otrzymać - oczywiście moją pierwsza myślą było, że może w nadchodzącym czasie mają wyjść jakieś nowe warianty kolorystyczne i sklep chcąc zaoszczędzić na wysyłce zapakował wszystko do jednej paczki. Jak się jednak okazało, są to po prostu po dwie sztuki z tego samego koloru, co łącznie dało osiem produktów do ust - nie sądzę żebym to kiedykolwiek zużyła ponieważ tego typu kosmetyki są z reguły bardzo wydajne i wystarczają na długi okres czasu, nie wspominając że nie posiadam jednego koloru, a kilka. Mimo wszystko, doceniam ten gest i jestem wdzięczna ponieważ naprawdę polubiłam się z tymi produktami.
Każdy z barwników zamknięty jest w niewielkich rozmiarów kartonowym pudełeczku w czarnym kolorze i to co je wyróżnia to motyw miast - na każdej stronie opakowania przedstawiony jest inny wizerunek jakiegoś popularnego budynku i pokrywają się one z tym co możemy znaleźć również na tubce z tintem, jednak w odróżnieniu od niego, na barwnikach przedstawiony jest tylko jeden motyw, natomiast na pudełeczku wszystkie cztery. Przyznam szczerze, że skojarzyłam tylko 'chiński' budynek oraz wieżę w Seoulu, reszta wyglądała dla mnie obco jednak na szczęście, na tylnej części tubki, pod nazwą każdego z kolorów znajduje się także informacja na ten temat i tym sposobem dowiadujemy się ich dokładnych nazw, dzięki czemu można je sobie bez problemu znaleźć w google bo są po angielsku i porównać do tych widniejących na opakowaniach.
Dodatkowo, warto wspomnieć, że budynki na opakowaniach odpowiadają kolorom tintów, a są na tyle duże że bez problemu można sięgnąć do kosmetyczki po oczekiwany odcień. Każda z tubek zawiera dokładnie 7 ml wodnistego barwnika i może wydawać się to niewielką ilością, ale tak jak już wspomniałam wam na początku - dzięki konsystencji, która przypomina wodę, a także sposobowi aplikacji są bardzo wydajne i po trzech miesiącach ich używania nie zauważyłam, żeby się zacinały, smużyły, bądź zaschły lub wyblakły i powinny bez problemu wystarczyć na minimum pół roku regularnego stosowania, ponieważ dla uzyskania koloru na ustach potrzebna jest minimalna ilość.
To co trochę mnie w nich zawiodło to dostępna gama kolorów - jest niewielka i nie sądzę żeby zadowoliła bardzo wymagające osoby bo zawiera jedynie podstawowe barwy i są to kolejno czerwień, bordo, róż oraz pomarańcz. Oczywiście można je ze sobą mieszać, ale i tak mamy ograniczone pole do popisu.
#1 Peach Blossom to barwnik w kolorze żywego różu, który na ustach wygląda nieco jak neonowy. Wydaje mi się, że spośród wszystkich pozostałych ma on najsłabsze krycie, ale można je bez problemu budować poprzez dokładanie kolejnych warstw. Grafika, którą przedstawia to okazała N Seoul Tower, czyli wieża nadawcza dla wielu koreańskich programów telewizyjnych oraz punkt widokowy - początkowo myślałam, że chodzi o wieżę w Tokyo, bo prawde mówiąc nazwy budynków znalazłam dopiero podczas pisania recenzji. Tuż u nasady wieży można dostrzec małe okienka, a ponad nią księżyc, które pokryte są złotym kolorem.
#2 Orange Crush to jak nietrudno się domyślić barwnik w kolorze pomarańczowym - jest to piękna, żywa i bardzo intensywna pomarańcz, a motyw przewodni z opakowania to jak to miewam mówić chiński domek, określany jako Namdaemun czyli zabytkowa drewniana brama znajdująca się w Seoulu - nie, nie w Chinach ale dla mnie tak właśnie wygląda. Ponad dachem znajduje się niebo pokryte gwiazdami, na którym znajduje się księżyc w srebrnym kolorze.
#3 Cherry Berry uważam, że w tym wypadku nazwa może być trochę myląca bo owszem, mamy do czynienia z żywą i soczystą czerwienią, ale określiłabym ją bardziej jako malinową bo nie ma głębi wiśniowego odcienia i jest dosyć jasna. Motyw na tubce kompletnie nic mi nie mówić - dla mnie wygląda jak jakieś łąki czy pola, ale określony jest jako DDP i chodzi chyba o Dongdaemun Design Plaza w Korei, która ma neofututystyczny i wyróżniający się design oraz przyciąga co roku bardzo wielu turystów. Na tubce znajdują się jeszcze prześliczne róże w srebrnym kolorze.
#4 Midnight Chocolate Kolejny barwnik z mylącą nazwą - gdybym nie wiedziała jak wygląda to pomyślałabym że to jakiś ciemny brąz, natomiast w rzeczywistości to ładny, bordowy odcień o głębokim nasyceniu i wiśniowych poddtonach, które możliwe że są przełamane jakimiś brązami, jednak nie są one tutaj dominujące. Tym razem, dodatki na tubce mają formę połyskujących fajerwerków w różnych odcieniach złota, srebra i miedzi.
Jak widać, zasób kolorów nie jest może największy ale za to wszystkie są ładne i noszę je na ustach z ogromną przyjemnością. Tinty, z wyjątkiem różowego o którym wam przed chwilą wspominałam, mają naprawdę dobre krycie - oczywiście jak na wodniste barwniki do ust, które najczęściej dają jedynie delikatny i subtelny odcień. W tym przypadku są one widoczne na ustach i wytrzymują na nich przez mniej więcej 7 godzin jeśli niczego nie jemy. Po posiłku, kolor blaknie albo całkowicie znika jeżeli było to coś tłustego. Zauważyłam, że do 4 godzin kolor jest w porządku i wygląda na nienaruszony, ale po tym czasie zaczyna stopniowo blaknąć i mimo tego, że wciąż jest widoczny to można się domyślić, że nie był przed chwilą nakładany. Wydaje mi się, że takiej trwałości nie można uznać za jakąś super wybitną, ale z drugiej strony produkty pozostają na ustach przez te co najmniej kilka godzin. Wykończenie barwników jest półmatowe i nie ma połysku, ani nic wspólnego z błyszczykami - jest bardzo naturalne i przy okazji nie podkreśla suchych skórek, także powinny dobrze sprawdzić się zimą gdy nasze usta mają skłonność do bycia bardziej przesuszonymi.
Jeśli chodzi o aplikację, czyli to co je niewątpliwie wyróżnia to fakt, że mają one zamocowaną niewielką, aksamitną, białą gąbeczkę typu cushion, która pod wpływem wyciskanej, zabarwionego cieczy zmienia swój kolor i jest w stanie pozostawić odpowiadającą mu barwę na ustach. Uważam że jest to naprawdę dobry pomysł bo tinty mają to do siebie, że stosunkowo trudno się je nakłada ponieważ łatwo spływają i zabrudzają opakowanie. W tym przypadku nie ma o tym mowy - produkt aplikuje się łatwo, nie pozostawia on po sobie smug i nakłada się w sposób równomierny, jednak warto pamiętać o tym że taki cushion nie jest precyzyjny. Jednak mimo wszystko idealnie nadaje się do tworzenia słynnego koreańskiego gradientu z płynnymi przejściami ponieważ świetnie radzi sobie z rozcieraniem kosmetyku. Ale jeszcze jedna uwaga, o której powinnam była w sumie wspomnieć wcześniej - przed pierwszą aplikacją należy odkręcić tubkę i zerwać folię zabezpieczającą i dopiero wtedy można używać produktu, mając przy tym pewność że jesteśmy pierwszymi właścicielami.
Czasami jednak się zapominam i gdy chcę otworzyć tint do go odkręcam i niechcący zdejmuję część z gąbeczką, a to nie jest właściwy sposób otwierania - gdy chcemy go zastosować wystarczy po prostu pociągnąć za nakrętkę - produkt otwiera się na klik. Na koniec wspomnę jeszcze, że nie są to produkty naturalne i w składzie zawierają wiele syntetycznych substancji, jednak sama marka nie reklamuje się jako takowa, więc nie będę jej pod tym kątem oceniać. Zapach tintów jest subtelny i ledwo wyczuwalny, jednak ma w sobie jakąś przyjemną słodycz, ale nie jest ona zauważalna podczas aplikacji.
Reasumując, tinty do ust marki Beauty Co Seoul nie zawiodły mnie i bardzo cieszy mnie fakt, że w przeciwieństwie do płynnych pomadek z serii matte moisture liquid, owe produkty są bez problemu dostępne na Ebay dlatego jeśli przypadną wam do gustu, to możecie zakupić je właśnie tam. W prawdzie natknęłam się tylko na dwie aukcje, ale nadal lepsze to niż nic - tutaj macie aukcję numer 1, a także aukcję numer 2. Nie znam żadnego z tych sprzedawców, ale mają wiele pozytywnych komentarzy bądź określenie 'najlepszy sprzedawca', co także jest jakimś potwierdzeniem. W obu przypadkach za jeden tint zapłacicie niecałe 70 zł z wliczoną już wysyłką.
PLUSY MINUSY
- Dostępność - Niewielka gama kolorów
- Sposób aplikacji - Cena
- Zapach - Średnia trwałość
- Wydajność
- Szata graficzna odwołująca się do
popularnych koreańskich miejsc
- Lekka, wodnista i nieklejąca
się formuła
- Nie pozostawiają po sobie wyczuwalnej
warstwy na ustach
- Nie wysuszają oraz nie podkreślają
suchych skórek
- Dają naturalne, półmatowe
i niebłyszczące wykończenie
- Nie robią smug, nie zasychają oraz
nie zacinają podczas aplikacji
- Możliwość tworzenia płynnych
przejść i koreańskiego gradientu
- Kolory są dobrze napigmentowane,
wyraziste oraz intensywne
- Tinty pozostawiają równiomierne
rozmieszczenie koloru na ustach
MOJA OCENA:
Co sądzicie o tych tintach dziewczyny? Podobają wam się motywy koreańskich miast? Który kolor najbardziej przypadł wam do gustu? :)
Świetny wnalazek mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńTak, tint z gąbeczką to rzeczywiście jakaś innowacja :D
UsuńPodobają mi się bardzo opakowania oraz aplikatory tych tintów. Muszę się przyznać iż takich produktów nie posiadam, próbowałam je jedynie w sklepie. Będę musiała pójść za nowoczesnością i zamówić sobie jeden lub dwa ;-)
OdpowiedzUsuńTakie tinty świetnie nadają się jako produkty do torebki ponieważ można je łatwo nanieść w ciągu dnia - zawsze zabieram je ze sobą na uczelnie i kiedy zniknie mi produkt nakładany rano, to właśnie nimi uzupełniam wtedy makijaż ust ;)
UsuńMidnight Chocolate to mój faworyt <3 Świetny odcień !
OdpowiedzUsuńnouw.com/roksanaryszkiewicz
Zgadzam się - ja również bardzo go lubię i myślę że taki zgaszony, ciemniejszy odcień jest perfekcyjny na obecną porę roku :D
UsuńPowyższe tinty naprawdę mnie zaciekawiły, szczególnie spodobał mi się odcień Midnight Chocolate, aczkolwiek szczerze powiedziawszy trochę odstrasza mnie cena - 70 zł to trochę sporo jak za jedną pomadkę :)
OdpowiedzUsuńhttp://crafty-zone.blogspot.com
Niestety, ale cena rzeczywiście jest bardzo wysoka i może rzekłabym nawet że zbyt wygórowana. W mojej ocenie powinna być co najmniej o połowę niższa, ale z drugiej strony jest masa droższych produktów do ust, więc te 70 zł nie jest jeszcze chyba taką katastrofą :P
Usuńnie miałam jeszcze tintów do ust, ale bardzo podobają mi się Twoje, zarówno pod kątem aplikatora, jak i kolorów (mimo, że są tylko cztery) - najbardziej w oko mi wpadły Cherry Berry i Midnight Chocolate
OdpowiedzUsuńTinty są bardzo popularne i rozpowszechnione w zasadzie w całej Azji bo dają ładne i naturalne wykończenie oraz możliwość wykonania tak bardzo lubianego przez koreanki gradientu z płynnymi przejściami :)
UsuńWszystkie wyglądają ładnie i są bardzo ciekawe :) Jednak raczej nie dla nas, ale posta wysyłamy do koleżanki :D
OdpowiedzUsuńW takim razie, mam nadzieję że spodobają się koleżance :P
UsuńPodoba mi się kolor Organic crush :)
OdpowiedzUsuńPrzekręciłaś nazwę - to jest Orange Crush xD
UsuńHmm, uwielbiam całą paletę kolorów, które są tu dostępne i chętnie wszystkie bym wypróbowała <3 <3 A motywy na opakowaniach są naprawdę świetnym ozdobnikiem i sprawiają, że samo oglądanie opakowania, przed skorzystaniem z produktu, jest naprawdę przyjemne <3 <3
OdpowiedzUsuńRzeczywiście gama kolorystyczna jest dosyć niewielka, a szkoda. Pomarańczowy kolor najmniej mi się podoba, a najbardziej ten najciemniejszy.
OdpowiedzUsuńTen najciemniejszy jest rzeczywiście bardzo ładny i chyba najlepszy z całej dostępnej gamy kolorów :D
UsuńStrasznie mi sie spodobały kolory *-* takie piękne i żywe. Bardzo chętnie bym wypróbowała, a cena tez bardzo nie odstrasza. Taka w miarę normalna :)
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę, chociaż to w dużej mierze zależy chyba od tego do jakich kosmetyków je porównujemy - w popularnych drogeriach typu Rossmann, czy Hebe jest masa tańszych odpowiedników, ale z kolei w takiej Sephorze działa to w drugą stronę :P Uważam, że jeżeli kogoś stać i może sobie na nie pozwolić, to czemu nie :)
UsuńOrange i chocolate to zdecydowanie moje faworytki -:)
OdpowiedzUsuń4 mi się bardzo podoba ;)
OdpowiedzUsuńOpakowania są przecudne. Najbardziej podoba mi się peach blossom. Szkoda tylko, że trwałość taka średnia.
OdpowiedzUsuńMój bolg
Trwałość nie jest najgorsza, ale mimo wszystko poprawki w ciągu dnia są niezbędne :)
UsuńAle ładne kolorki :)
OdpowiedzUsuńWyglądają super!
OdpowiedzUsuńMój blog - VESTYLISH
Bordowy odcień mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńNo cena nie zachęca :D
OdpowiedzUsuńAmazing products, so nice and interesting! Great selection, love it!
OdpowiedzUsuńYou have amazing blog dear, and I really like it.
Maybe follow for follow? I'd love it.
Let me to know on my blog. Hope you will visit me.
Maleficent
Bardzo podobają mi się te tinty :) Lubię jesienią ciemniejsze kolory, więc myślę, że bardzo sprawdziłyby się u mnie :) Recenzja jak zwykle bardzo szczegółowa i wyczerpująca :)
OdpowiedzUsuńwww.evelinebison.pl
Dzięki kochana! Ja także lubię nosić ciemniejsze kolorki jesienią bo mam wrażenie, że najbardziej pasują do tej pory roku :)
UsuńBardzo ciekawa formuła i efekt na ustach. Odcień Cherry Berry bardzo mi się podoba, ale ich cena nie zachęca mnie do zakupów.
OdpowiedzUsuńgorgeous lipstick shades! definitely want to try it!
OdpowiedzUsuńLyosha
Inside and Outside Blog
Bardzo ładne kolory. Te jaśniejsze chętnie bym wypróbowała. Aplikator też mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny kolor nr 1 :)
OdpowiedzUsuńKochana kolory są naprawdę zacne :) fajnie że dostałaś wszystkie produkty podwójnie teraz tylko używać :)
OdpowiedzUsuńBuziaki:*
www.karyn.pl
Tak, menadżer marki okazał się bardzo hojny :D
UsuńNie przekonuje mnie taki aplikator :/
OdpowiedzUsuńRozumiem, każdy ma swoje indywidualne preferencje :)
UsuńTen najciemniejszy jest naprawdę ładny, taki... mój. Ale nazwy faktycznie wydają się mylące ale może to wina tłumaczenia?
OdpowiedzUsuńSzczerze, nie mam pojęcia. Możliwe, że producent nie kierował się faktycznym kolorem tintów, tylko wyborem jak najbardziej chwytliwej nazwy :D
Usuń1 i 3 kolorek mi się podobają :D
OdpowiedzUsuńekstra kolorki
OdpowiedzUsuń