Hej dziewczyny,
W dzisiejszym wpisie chciałabym przedstawić wam kilka produktów z linii Snail Bee koreańskiej marki Benton które otrzymałam z internetowego sklepu Jolse.
Jak zapewne zdążyłyście się domyśleć po tytule tego wpisu, główne substancje mające odpowiadać za ich właściwości pielęgnacyjne dla skóry to filtrat ze śluzu ślimaka oraz pszczeli jad. Nie ukrywam, że od bardzo dawna miałam je już na oku przez wzgląd na ich pozytywny odbiór w blogosferze dlatego postanowiłam że w końcu nadszedł czas abym i ja przekonała się na własnej skórze czy są tak dobre, jak się o nich mówi, czy też wręcz przeciwnie i czeka mnie ogromne rozczarowanie.
W tym wpisie pokażę wam tylko trzy pierwsze kosmetyki, jednak ich dobór i kolejność w której są opisane nie jest przypadkowy bowiem właśnie taka zasada ich aplikacji obowiązuje w koreańskim layeringu i jest również zalecana przez producenta. Oczywiście, na potrzeby recenzji każdy z nich testowałam oddzielnie, jednak aby ułatwić wam sprawę to zastosowałam, takie a nie inne rozwiązanie przy tworzeniu wpisu.
Jeżeli jesteście ciekawe, czy ta linia rzeczywiście jest warta wypróbowania i czy opłaca się po nią sięgnąć, to czytajcie dalej!
Co o kosmetykach z linii Snail Bee mówi producent?
Seria kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji każdego rodzaju cery, opartych na bogatej formule, która zawiera wiele naturalnych składników aktywnych.
Śluz ślimaka pomaga w regeneracji komórek skóry, odbudowując i rekonstruując ich uszkodzoną teksturę, zapewniając jednocześnie głębokie nawilżenie. Wygładza blizny, niweluje drobne linie mimiczne i płytsze zmarszczki, a także napina i odświeża cerę. Dodatkowo, pomaga w zwalczaniu niedoskonałości cery.
Jad pszczeli wykazuje działanie porównywalne do działania botoksu. Zwiększa krążenie krwi, ujędrniając i wygładzając przy tym skórę. Ma naturalne właściwości antybakteryjne. Zwalcza trądzik i minimalizuje zaczerwienienia, wyraźnie łagodzi stany zapalne. Sprzyja utrzymaniu równomiernego kolorytu skóry. Apitoksyna zawarta w jadzie pobudza produkcję kolagenu i elastyny. Kolagen wzmacnia tkanki, podczas gdy elastyna to białko, które pomaga skórze pozostać napiętą i odpowiada za jej sprężystość.
Phyto-Oligo - opatentowana formuła zawierająca wyciąg z aloesu i malwy dogłębnie nawadnia skórę, a także łagodzi stany zapalne oraz niweluje uczucie ściągnięcia i dyskomfortu skóry. Niacyna z kolei wzmacnia barierę lipidową naskórka, przez co skóra staje się odporna na działanie szkodliwych czynników środowiskowych. Linia Snail Bee zawiera także komórkowe aktywatory wzrostu EGF. W wyniku ich działania stare i uszkodzone komórki naskórka zastępowane są nowymi. EGF zmniejsza głębokość zmarszczek mimicznych i powierzchniowych. Przy regularnym stosowaniu skóra staje się odmłodzona i rozświetlona.
Produkty marki Benton nie zawierają parabenów, olei mineralnych, alkoholu, sztucznych barwników i substancji zapachowych. Kosmetyki produkowane są małymi partiami, w celu zachowania maksymalnej świeżości. Benton Cosmetics nie testuje na zwierzętach i jako potwierdzenie posiada certyfikat Beauty Bunnies Peta.
Linia Snail Bee zalecana jest zwłaszcza dla cery wrażliwej oraz do cery z niedoskonałościami takimi jak trądzik, blizny, przebarwienia i zaczerwienienia.
INCI:
BENTON Snail Bee High Content Skin
Aqua (Water), Snail Secretion Filtrate, Camellia Sinensis Leaf Water, Butylene Glycol, Glycerin, Niacinamide, 1,2-Hexanediol, sh-Oligopeptide-1, Bee Venom, Diospyros Kaki Leaf Extract, Salix Alba (Willow) Bark Extract, Plantago Asiatica Extract, Laminaria Digitata Extract, Ulmus Campestris (Elm) Bark Extract, Pentylene Glycol, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Althaea Rosea Root Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Betaine, Panthenol, Beta-Glucan, Allantoin, Adenosine, Polysorbate 20, Lecithin.
BENTON Snail Bee High Content Essence
Aqua(Water), Snail Secretion Filtrate, Butylene Glycol, Glycerin, Niacinamide, 1,2-Hexanediol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, sh-Oligopeptide-1, Bee Venom, Plantago Asiatica Extract, Laminaria Digitata Extract, Diospyros Kaki Leaf Extract, Salix Alba (Willow) Bark Extract, Ulmus Campestris (Elm) Bark Extract, Althaea Rosea Root Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Beta-Glucan, Betaine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Adenosine, Panthenol, Allantoin, Pentylene Glycol, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Polysorbate 20, Lecithin, Arginine.
BENTON Snail Bee High Content Lotion
Aqua (Water), Butylene Glycol, Snail Secretion Filtrate, Glycerin, Cetyl Ethylhexanoate, Niacinamide, Sodium Hyaluronate, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed Oil, Urea, Glyceryl Stearate, Palmitic Acid, 1,2-Hexanediol, Pentylene Glycol, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, sh-Oligopeptide-1, Bee Venom, Cetearyl Alcohol, Xanthan Gum, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Althaea Rosea Root Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Panthenol, Lauric Acid, Myristic Acid, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Beta-Glucan, Plantago Asiatica Extract, Diospyros Kaki Leaf Extract, Salix Alba (Willow) Bark Extract, Ulmus Campestris (Elm) Bark Extract, Laminaria Digitata Extract, Adenosine, Polysorbate 20, Lecithin.
Moja Opinia
Opakowanie
Toner zamknięty jest w smukłej, wysokiej buteleczce o pojemności 150 ml. Wykonana jest ona z ciemnobrązowego plastiku w zgaszonym kolorze o zmatowionej powierzchni, który na pierwszy rzut oka wydaje się nieprzeźroczysty, jednak w praktyce gdy umieści się butelkę pod światło to można dostrzec jak wiele kosmetyku znajduje się jeszcze w środku, tak więc mamy możliwość monitorowania jego zużycia na bieżąco. Tonik zapakowany jest w kartonowe i bardzo minimalistyczne opakowanie które od razu przywodzi na myśl naturalny i ekologiczny kosmetyk.
W roli aplikatora zastosowano pompkę typu airless, która jest zabezpieczona zdejmowanym wieczkiem. Szczerze mówiąc, jakoś mało mi pasuje do kosmetyku o wodnistej konsystencji, ponieważ nie da się regulować tego jak wiele produktu nakładamy. W prawdzie jedno kliknięcie pompki daje dosyć niedużą ilość, ale nadal dla kosmetyku wodnistego lepszym wyjściem byłoby po prostu bezpośrednie wylewanie go na dłoń po przechyleniu butelki, w której się znajduje.
Tonik uważam za całkiem wydajny. Najczęściej aplikuję go dłońmi - można również na płatek, ale uważam że to niepotrzebne marnotrawstwo kosmetyku. Do dokładnego pokrycia cery potrzebuję pięć objętości pompki. Stosowałam go mniej więcej przez miesiąc i zużycie oceniam na 15-20% także bez problemu wystarczy na dłuższy okres, przy czym należy pamiętać o tym żeby zużyć go w przeciągu 6 miesięcy od otwarcia, bo mimo dłużej daty ważności zawsze powinien interesować nas symbol PAO i to nim należy się tutaj kierować.
Konsystencja
Nie jestem w stanie powiedzieć wam jaki dokładnie kolor ma ten tonik bo nie odkręcałam buteleczki żeby nie dostało się do środka powietrze (zapewne po to jest pompka) ale po aplikacji na dłoń wydaje się być całkowicie bezbarwny. Wyglądem przypomina zwykłą wodę i naprawdę niczym się nie wyróżnia. Jego formuła jest nietłusta i dosyć szybko się wchłania, jednak mimo tego pozostawia on po sobie cieniutką warstewkę okluzyjną która jest wyczuwalna, ale jednocześnie nie określiłabym jej mianem lepkiej. Gdy dotykam swojej skóry po aplikacji tonera to mam po prostu wrażenie takiego solidnego, nieobciążającego nawilżenia. Innymi słowy nie uważam jej w tym przypadku za wadę bo o ile nie lubię mieć na skórze wyczuwalnego filmu, to w tym przypadku nie jest on tłusty i nie spowodował zapchania skóry oraz wysypu, a za to zabezpiecza ją przed nadmiernym odparowaniem wody i zatrzymuje ją tam gdzie być powinna. Tekstura tego kosmetyku jest na tyle lekka, że bez obaw można zaaplikować go trochę więcej i nie obawiać się przy tym że zadziała na skórę komedogennie.
Co do zapachu to jestem na maksa rozczarowana bo jest... całkowicie niewyczuwalny. Nie cierpię kosmetyków które są bezzapachowe bo taki zabieg absolutnie nie kojarzy mi się z naturalnością. Lubię czuć ładny aromat gdy coś aplikuję, bo wtedy mam poczucie że na mojej skórze rzeczywiście coś się znajduje, a w tym przypadku czuję się jakbym aplikowała zwykłą wodę.
Skład
Kosmetyki marki Benton wyróżniają się na koreańskim rynku tym, że mają dobre i naturalne składy oraz bardzo niską cenę w stosunku do ich jakości.
Na pierwszym miejscu w składzie tonera mamy wodę, następnie filtrat ze śluzu ślimaka wykazujący bardzo silne właściwości regenerujące i naprawcze dla skóry, a także rozjaśniające, odżywcze oraz nawilżające. Kolejne substancje to tonizujący wyciąg z liści zielonej herbaty o działaniu bakteriobójczym, ściągającym, oczyszczającym oraz łagodzącym, glikol butylenowy ułatwiający przenikanie składników aktywnych w głąb skóry, nawilżająca gliceryna, rozjaśniający niacynamid, konserwant hexanediol, peptydy wpływające na jędrność i poprawę elastyczności skóry, jad pszczeli będący silnym składnikiem przeciwzapalnym i napinającym skórę który redukuje zmarszczki, ekstrakt z hurmy wschodniej będący silnym antyoksydantem o działaniu rewitalizującym, ekstrakt z kory wierzby białej o działaniu ściągającym i złuszczającym martwe komórki naskórka, ekstrakt z babki azjatyckiej, ekstrakt z listownicy palczastej czyli wodorostu o działaniu rewitalizującym, który odżywia, napina i chroni skórę. Inne substancje znajdujące się w składzie to także ekstrakt z kory wiązu pospolitego, glikol pentylenowy pełniący rolę rozpuszczalnika substancji hydrofilowych wykazujący właściwości nawilżające, ekstrakt z owoców sanshoo czyli górskiego pieprzu, ekstrakt z pulsatilla koreana, ekstrakt z brodaczki właściwej, ekstrakt z korzenia malwy różowej, ekstrakt z liści aloesu o działaniu ściągającym i przeciwzapalnym, następnie cztery łagodzące substancje: betaina, pantenol, beta-glukan i alantoina, rozjaśniająca adenozyna, polisorbat 20 jako stabilizator oraz lecytyna o działaniu zagęszczającym i odżywczym.
Działanie
Przyznam szczerze, że bardzo wiele nasłuchałam się o serii z filtratem ślimaka i pszczelim jadem marki Benton, głównie oczywiście w pozytywnych aspektach ale już na wstępnie powiem wam, że mam bardzo mieszane odczucia w związku z tym tonikiem.
Owszem, po aplikacji skóra jest dobrze nawodniona, a dzięki cienkiej warstewce okluzyjnej, którą po sobie pozostawia przywraca jej również odpowiedni poziom wodno lipidowy, no i całkiem nieźle nawilża. Przy regularnym stosowaniu cera staje się odżywiona i wygładzona oraz miękka, a jej ogólny koloryt delikatnie wyrównany i rozjaśniony.
Początkowo wydawało mi się, że można mu też przypisać właściwości kojące, ale tutaj byłabym ostrożna z tym stwierdzeniem ponieważ kiedy na mojej buzi były jakieś drobniejsze, nadal świeże ranki to mogłam odczuć wyraźne szczypanie. Nie było ono bardzo bolesne i przykładowo po peelingu nic takiego się nie działo, ale sądzę że przy większych, otwartych zmianach trądzikowych mogłoby to sprawiać dyskomfort. Ale tak jak mówię, było to na tyle mało dokuczliwe że nie uważam tego za coś złego bo wiele produktów o działaniu przeciwbakteryjnym - a tu w końcu mamy pszczeli jad, który może uczulać, wykazuje podobne właściwości i wpływ na skórę. Powiem wam nawet, że spodziewałam się gorszych doznań, ale z drugiej strony to tylko tonik, a co za tym idzie substancje w nim zawarte nie występują w bardzo wysokich stężeniach.
Jego główną funkcją jest po prostu dobrze nawodnić skórę, zapobiec przed jej wysuszaniem i pojawianiem się suchych skórek oraz przywrócić równowagę i w tej roli sprawdza się świetnie i nie mam mu nic do zarzucenia, jednak biorąc pod uwagę że jego cena jest bardzo zbliżona do ceny pozostałych kosmetyków z tej serii, zastanawiam się czy to wystarczy bowiem nie odnotowałam żeby dawał jakieś inne, bardziej widoczne rezultaty. Być może gdybym aplikowała go za pomocą płatka kosmetycznego, który dodatkowo złuszczyłby delikatnie skórę to efekty byłyby lepsze, ale nadal uważam że powinnam oceniać właściwości samego kosmetyku bez żadnych zewnętrznych 'wspomagaczy', tym bardziej że producent dopuszcza formę aplikacji przy pomocy dłoni.
Zalety Wady
- Szata graficzna - Nie wykazuje właściwości antybakteryjnych
- Dostępność oraz nie poprawia w znaczącym stopniu stanu
- Cena cery problematycznej
- Konsystencja - Brak zapachu
- Wydajność
- Naturalny skład
- Nie testowany na zwierzętach
- Szybko się wchłania
- Warstwa okluzyjna którą po sobie
pozostawia nie jest dokuczliwa
- Przywraca skórze odpowiedni poziom
wodno-lipidowy
- Nawadnia oraz nawilża
- Delikatnie rozjaśnia i nieznacznie
poprawia koloryt skóry
- Zapobiega przesuszeniu cery
MOJA OCENA:
Opakowanie
Opakowanie esencji mimo zachowania bardzo podobnego kształtu, jest najniższe spośród wszystkich pozostałych kosmetyków z tej linii, a co za tym idzie ma również najmniejszą pojemność (zaraz obok kremu) która wynosi 60 ml.
Kolor buteleczki ma jednolitą, ciemnobrązową barwę jednak przez wzgląd na to że jest ona bardziej przeźroczysta niż w przypadku dwóch pozostałych produktów, to wydaje się że jest jaśniejsza i że ma nieco cieplejszy odcień. Przyznaję, że samej trudno mi ocenić czy to tak naprawdę subtelna różnica w kolorach czy właśnie aspekt stopnia przeźroczystości. Wykonana jest ona z plastiku i jest bardzo wygodna w użytkowaniu. Esencja posiada kartonowe opakowanie, którego szata graficzna także nie odstaje od pozostałych produktów z tej serii i jest minimalistyczna oraz kojarzy się z naturalnością i ekologią.
Do aplikacji służy wygodna, wbudowana pompka typu airless, która dodatkowo zabezpieczona jest zdejmowaną, przeźroczystą nasadką. Pompka jest o tyle fajna, że w zależności od siły nacisku daje adekwatną ilość produktu, jednak w praktyce i tak aplikuje dosyć niedużą porcje esencji, dlatego potrzeba mniej więcej 4-5 pełnych kliknięć aby otrzymać wystarczającą ilość, więc w moim odczuciu funkcja ta jest zbędna. Kosmetyk posiada datę produkcji, oraz ważności jednak podana jest także data przydatności po otwarciu opakowania i to nią należy się kierować. W przypadku naturalnych kosmetyków marki Benton wynosi ona 6 miesięcy.
Przechodząc do wydajności to oceniam ją bardzo na plus. 60 ml może wydawać się niedużą ilością ale biorąc pod uwagę że kosmetyk ten nie może być stosowany przez bardzo długi okres czasu sądzę że jest wystarczająca. Esencja powinna bez problemu wystarczyć na minimum 4 miesiące i dłużej, ale w dużej mierze zależy to od tego jak wiele będziecie jej nakładać bo dzięki lekkiej formule nie trzeba się ograniczać i obawiać wysypu.
Konsystencja
Konsystencja tej esencji chyba najbardziej spośród wszystkich pozostałych kosmetyków przywodzi mi na myśl jeden z jej głównych, tytułowych składników czyli nic innego jak właśnie mucynę ślimaka. Ale spokojnie - nie zachowała ona swojej charakterystycznej lepkości i gęstości, a za to jest lekka i przyjemna. Ma postać żelowej, nieco śliskiej, wilgotnej galaretki, która jest całkowicie przeźroczysta i bezbarwna. Po rozsmarowaniu staje się zupełnie wodnista i nietłusta, dlatego w bardzo prosty sposób się rozprowadza i nie potrzeba jej wiele żeby dokładnie pokryć całą cerę. Od razu po aplikacji, jest jeszcze przez chwilę wilgotna ale dosłownie po chwili wchłania się do całkowitego matu nie pozostawiając po dobie żadnej wyczuwalnej warstwy okluzyjnej.
Zapach tego produktu, podobnie jak miało to miejsce wcześniej jest neutralny, co oczywiście mnie smuci bo lubię jak kosmetyk ładnie pachnie, ale nie oszukujmy się - lepsze to niż dodatek sztucznej substancji zapachowej w składzie.
Skład
Biorąc pod uwagę, że esencja pochodzi z tej samej serii co toner, to wiele składników które można w niej znaleźć się z nim pokrywa (ale zapewne w innych stężeniach), dlatego nie będę ich ponownie opisywać, a jedynie wymienię - chyba, że pojawi się jakaś nowa substancja wysoko w składzie to wtedy uzupełnię o niej informację, a tymczasem jeśli będziecie ciekawi, to odsyłam was wyżej.
Na pierwszym miejscu w składzie esencji ponownie mamy wodę, następnie filtrat ze śluzu ślimaka, glikol butylenowy, niacynamid, hexanediol, sok z liści aloesu, peptydy, jad pszczeli, ekstrakt z babki azjatyckiej, ekstrakt z listownicy palczastej, ekstrakt z hurmy wschodniej, ekstrakt z kory wierzby białej, ekstrakt z kory wiązu pospolitego, ekstrakt z korzenia malwy różowej, ekstrakt z liści aloesu, beta-glukan, betaina, kopolimer kwasu akrylowego i alkilometakrylanu o działaniu zagęszczającym i żelującym i nadającym aksamitną powłokę, adenozyna, pantenol, alantoina, glikol pentylenowy, ekstrakt z owoców sanshoo, ekstrakt z pulsatilla koreana, ekstrakt z brodaczki właściwej, polisorbat 20 oraz arginina o działaniu nawilżającym.
Działanie
Już na wstępie mogę wam powiedzieć że toner a esencja to jak niebo i ziemia bo spisała się ona znacznie lepiej od swojego poprzednika. Wynika to zapewne z faktu, że posiada wyższe stężenia poszczególnych substancji w składzie, przez co efekty też są od razu lepiej zauważalne, ale po kolei.
To co mnie w niej najbardziej zaskoczyło to fakt, że tak szybko radzi sobie z problemami skórnymi charakterystycznymi dla cery problematycznej. Nie tylko gasi stany zapalne i przyspiesza zasychanie i gojenie się już powstałych wyprysków, ale także przy regularnym stosowaniu w znacznym stopniu ogranicza ich pojawianie się w przyszłości. Do tego nie mogę także nie wspomnieć, że jest to jeden z lepszych produktów, z jakimi miałam do czynienia pod względem zwężania rozszerzonych porów. Byłam w szoku gdy dostrzegłam że dosłownie z dnia na dzień stawały się co raz to mniej widoczne. Esencja ta najwidoczniej wykazuje silne właściwości ściągające, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu bo nie przesuszała mojej skóry.
Oprócz tego, wisienka na torcie - esencja w znacznym stopniu wpłynęła na uregulowanie nadmiernej pracy gruczołów łojowych mojej skóry, a jeżeli dodać do tego jeszcze właściwości ściągające i złuszczające dzięki ekstraktowi z kory wierzby białej to w efekcie ma ona także dobroczynny wpływ na ciemne zaskórniki na nosie, które zostały w dużym stopniu zredukowane. Produkt ten nie wykazuje bardzo silnych właściwości złuszczających, dlatego nie zniknęły one całkowicie, ale nadal rezultat był zadowalający i mogłabym rzec że ich widoczność zmniejszyła się o jakieś 80% więc wynik całkiem niezły. Mało który produkt jest w stanie poradzić sobie z moją przetłuszczającą się cerą dlatego cieszę się, że odkryłam kolejną perełkę mogącą coś zdziałać w tym zakresie.
Jak powszechnie wiadomo mucyna ślimaka wykazuje silne właściwości regenerujące, a tej tu najwyraźniej nie brak dlatego esencja nie tylko powoduje szybsze gojenie się istniejących wyprysków, ale także przyspiesza zanikanie przebarwień które po sobie pozostawiają. Do tego ogólny koloryt cery jest wyrównany, a także jest wyraźnie rozjaśniona dzięki czemu wygląda zdrowo i świeżo, a także promiennie. Myślę, że pasuje tu określenie że emanuje swoim wewnętrznym blaskiem. Skóra stała się miękka i przyjemnie wygładzona oraz nieznacznie napięta i bardziej jędrna.
Co do nawilżenia, to owszem - esencja utrzymuje jego optymalny poziom oraz przywraca skórze równowagę, jednak nie powiedziałabym żeby była pod tym względem jakaś wyróżniająca się na tle innych. Jest wiele kosmetyków, które są w stanie lepiej nawilżyć skórę ale jak widać nie można mieć wszystkiego. Z drugiej strony zastanawiam się, czy bardziej trafnym określeniem nie byłoby użycie sformułowania nawodnienie. Esencja jest mega lekka i wodnista, więc być może stąd takie, a nie inne działanie.
Esencja nie spowodowała u mnie żadnych nieprzyjemnych dolegliwości w czasie jej stosowania - nie nasiliła w początkowej fazie wysypu wyprysków, ani nie podrażniła mojej cery, ale nie jest to także produkt działający łagodząco. Nie mała wpływu na zaczerwieniania powstałe gdy moja skóra była wystawiona na dłuższą ekspozycję słoneczną, dlatego warto o tym pamiętać, zwłaszcza latem bo wtedy powinno się uzupełnić swoją pielęgnację o produkt który byłby niczym plaster przyłożony na ranę. Esencja ta działa regenerująco, ale nie na świeższe dolegliwości takie jak właśnie oparzenia słoneczne czy przerwanie ciągłości skóry - należy pamiętać że to tylko kosmetyk, a nie produkt specjalistyczny z apteki.
Zalety Wady
- Dostępność - Zapewnia niewielki stopień nawilżenia
- Cena
- Konsystencja
- Wydajność
- Naturalny skład
- Nie testowany na zwierzętach
- Szybko wchłania się do matu
- Nie pozostawia warstwy okluzyjnej
- Przywraca skórze odpowiedni poziom
wodno-lipidowy
- Wykazuje bardzo silne właściwości regenerujące
oraz gojące, zwłaszcza przyspieszając zanikanie
przebarwień po wypryskach
- Przyspiesza gojenie wyprysków i stanów zapalnych
oraz zmniejsza częstotliwość ich pojawiania się
- Wyrównuje oraz rozjaśnia ogólny koloryt skóry,
dodając jej przy tym blasku i świeżości
- Zwęża rozszerzone pory
- Likwiduje ciemne zaskórniki na nosie
- Sprawia, że skóra staje się miękka i wygładzona
- Nieznacznie ujędrnia oraz napina
MOJA OCENA:
Jeśli chodzi o wysokość to opakowanie lotionu w porównaniu do dwóch poprzednich kosmetyków, plasuje się gdzieś po środku i pod względem ogólnego wyglądu bliżej mu do tego od tonera niż esencji. Ma postać ciemnobrązowej, o dziwo całkowicie nieprzeźroczystej butelki wykonanej z zamglonego plastiku, o pojemności 120 ml. Powiedziałabym że barwa opakowania jest niejednorodna i można odnieść wrażenie, że na jego bocznej oraz tylnej części da się dostrzec jaśniejsze prześwity znajdującego się w środku kosmetyku. Być może w momencie gdy produkt będzie zużyty gdzieś do połowy, to będzie lepiej widać ile go jeszcze pozostało w środku, jednak na ten moment nie da się tego niestety określić, więc bieżące monitorowanie zużycia jest niemożliwe.
Do aplikacji służy wbudowana pompka typu airless zabezpieczona przeźroczystą nasadką, która także niczym nie różni się od tych znajdujących się w powyższych produktach. Jest dobrej jakości i podejrzewam że to standardowe rozwiązanie dla kosmetyków marki Benton. W zależności od siły nacisku jesteśmy w stanie regulować ilość aplikowanej emulsji, jednak nie korzystałam z tej opcji i zawsze dociskałam ją do końca. Do dokładnego pokrycia całej cery starczają mi trzy porcje kosmetyku, przy czym to maksimum i po takiej ilości skóra jest dostatecznie dopieszczona - do tego stopnia, że odnoszę wrażenie iż gdybym nałożyła choć odrobinę więcej to mogłoby to doprowadzić do nadmiernego obciążenia mojej skóry i w efekcie jej zapchania.
Dzięki temu, że nie potrzeba dużej ilości kosmetyku to jest on tym samym dużo bardziej wydajny i szczerze? Nie sądzę że będę w stanie go zużyć przed zalecanym przez producenta okresem. Przy objętości 120 ml i codziennym aplikowaniu zaledwie trzech porcji kosmetyku, powinien wystarczyć na długie miesiące. Warto jednak pamiętać że jego data przydatności jest liczona od momentu otwarcia i wynosi tylko 6 miesięcy (symbol PAO), dlatego nie należy go za bardzo oszczędzać ponieważ gdy przekroczycie ten okres to się po prostu zepsuje. Naturalne kosmetyki mają to do siebie, że nie trzyma się ich w nieskończoność, tylko należy je jak najszybciej zużyć.
Konsystencja
Podczas pierwszej aplikacji byłam szczerze zaskoczona konsystencją tego lotionu ponieważ o wiele bardziej przypomina mi bogatą emulsję, która według layeringu w koreańskiej pielęgnacji jest nakładana po kremie. Ma bardzo bogatą oraz treściwą i ciężką formułę, jednak nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jest ona zupełnie biała, śliska i wodnista, łatwo spływa z dłoni. Przypomina trochę zagęszczone mleko. Nie jest tłusta, a bardziej żelowa co jest widoczne zwłaszcza podczas jej rozprowadzania. Z powodu swojej tekstury pozostawia po sobie smugi i należy poświęcić parę minut masażu aby je dokładnie rozsmarować. Jeżeli nałoży się zbyt wiele kosmetyku, to staje się to wręcz niemożliwe dlatego wcześniej wspomniałam że należy się ograniczać i nie nakładać więcej niż trzy objętości pompki.
Lotion wchłania się po kilku minutach pozostawiając po sobie wyczuwalną warstwę okluzyjną. Jest ona delikatnie lepka i jednocześnie daje charakterystyczne uczucie aksamitności. Wbrew pozorom nie jest nieprzyjemna i mimo tego, że nie przepadam za kosmetykami pozostawiającymi film na twarzy, to w tym przypadku nie jest to niekomfortowe, no i co ważniejsze - nie odnotowałam działania komedogennego.
Zapewne nie będzie odkrywczym jeśli stwierdzę że zapach tego lotionu nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle pozostałych kosmetyków z tej linii pielęgnacyjnej i także pozostaje całkowicie niewyczuwalny w czasie aplikowania produktu na skórę.
Skład
Podobnie jak w przypadku esencji, opiszę tylko te substancje które nie pojawiły się w żadnym z powyższych kosmetyków, a pozostałe jedynie wymienię aby się niepotrzebnie nie powtarzać.
Na pierwszym miejscu znajduje się woda, następnie glikol butylenowy, filtrat ze śluzu ślimaka, gliceryna, ester alkoholu cetylostearylowego i kwasu octowego będący tłustym emolientem pozostawiającym na powierzchni skóry zabezpieczającą przed odparowaniem wody warstwę okluzyjną, niacynamid, nawadniający i rozjaśniający kwas hialuronowy, cetearyl olivate o działaniu renatłuszczającym i nawilżającym, oliwian sorbitolu zapobiegający rozwarstwianiu się kosmetyku oraz wykazujący właściwości nawilżające, olej z nasion jojoba o działaniu ochronnym, łagodzącym i uelastyczniającym, olej arganowy o właściwościach odżywczych, wygładzających i zmiękczających skórę, olej z nasion słonecznika o działaniu renatłuszczającym, przeciwzapalnym i łagodzącym, olej z nasion krokosza barwierskiego o działaniu nawilżającym, mocznik o działaniu zmiękczającym i nawilżającym, monostearynian gliceryny będący substancją renatłuszczającą, kwas palmitynowy zapobiegający utracie wody przez skórę, hexanediol, glikol pentylenowy, ekstrakt z owoców sanshoo, ekstrakt z babki azjatyckiej, ekstrakt z brodaczki właściwej, peptydy, jad pszczeli, alkohol cetylostearylowy nadający poślizg, zagęszczająca guma ksantanowa, kwas stearynowy zapobiegający przesuszeniom skóry, tokoferol czyli witamina E będąca silnym antyoksydantem, ekstrakt z korzenia malwy różowej, ekstrakt z liści aloesu, pantenol, kwas laurynowy o właściwościach bakteriobójczych, kwas mirystynowy tworzący zmiękczającą i wygładzająca powłokę, sok z liści aloesu, beta-glukan, ekstrakt z babki azjatyckiej, ekstrakt z hurmy wschodniej, ekstrakt z kory wierzby białej, ekstrakt z kory wiązu pospolitego, ekstrakt z listownicy palczastej, adenozyna, polisorbat 20 oraz lecytyna.
Działanie
Więc tak, jeżeli chodzi o działanie tego lotionu to nie zaobserwowałam większej różnicy pod względem jego właściwości pielęgnacyjnych, które znacząco różniłyby się od tych które zapewniała mojej skórze esencja.
Ich działanie jest naprawdę bardzo zbliżone i lotion ten także bardzo fajnie radzi sobie z problemami charakterystycznymi dla cery problematycznej tj. wykazuje właściwości przeciwzapalne i antybakteryjne ponieważ ładnie ogranicza pojawianie się wyprysków, a do tego - to co mi osobiście podoba się najbardziej, to widoczna redukcja nadmiernego wydzielania sebum dzięki czemu moja cera nie zaczyna świecić się już po kilku godzinach od jej umycia. Z tego co zauważyłam, to gorzej za to radzi sobie ze zwężaniem porów i redukcją zaskórników na nosie i nie działa pod tym względem tak silnie jak esencja, być może dlatego że złuszczający ekstrakt z wierzby białej znajduje się dopiero pod sam koniec składu, co oznacza że występuje w śladowych ilościach.
Lotion ten wykazuje silne właściwości regenerujące skórę i przyspiesza gojenie się różnego typu zmian, w tym przebarwień pozostawionych po wypryskach. Rozjaśnia i wyrównuje ogólny koloryt cery, poprawiając jej jędrność i napięcie, a także wygładzając i sprawiając że staje się mięciutka i aksamitna w dotyku.
To tak w skrócie, a jeżeli chcecie dowiedzieć się o nim więcej to odsyłam was wyżej do zapoznania się z końcowym opisem esencji, bo jak wcześniej wspomniałam pod kątem działania są bardzo zbliżone, a nie chcę przepisywać tutaj wszystkiego słowo w słowo. Jedyna z bardziej charakterystycznych rzeczy która je od siebie odróżnia to stopień nawilżenia jaki zapewniają. Lotion jest o wiele bardziej ciężki i treściwy przez co lepiej radzi sobie z zatrzymywaniem w skórze wody i nie pozwala odparować jej nadmiarowi, dzięki czemu skóra jest bardzo dobrze nawilżona i nie ma mowy o tym aby w trakcie jego stosowania pojawiły się jakieś suche skórki, przesuszenia czy linie mimiczne z powodu spadku poziomu elastyczności skóry. Odnoszę wrażenie, że produkt ten wykazuje silniejsze właściwości w aspekcie działania przeciwstarzeniowego, więc będzie bardziej odpowiedni dla dziewczyn które borykają się już z pierwszymi zmarszczkami oraz odwodnieniem skóry. Lotion ten, mimo zawartości pszczelego jadu, także nie podrażnił ani nie zapchał mojej skóry choć przy jego pierwszej aplikacji miałam spore obawy bo to naprawdę bardzo bogaty kosmetyk o gęstej formule.
Zalety Wady
- Szata graficzna - Brak zapachu
- Dostępność - W mniejszym stopniu niż esencja radzi sobie z
- Cena redukcją zaskórników i rozszerzonymi porami
- Konsystencja
- Wydajność
- Naturalny skład
- Nie testowany na zwierzętach
- Przywraca skórze odpowiedni poziom
wodno-lipidowy
- Wykazuje silne właściwości nawilżające skórę,
oraz poprawia jej jędrność i elastyczność sprawiając
że staje się bardziej napięta
- Redukuje linie mimiczne i nie dopuszcza do
przesuszenia skóry
- Wykazuje bardzo silne właściwości regenerujące
oraz gojące, zwłaszcza przyspieszając zanikanie
przebarwień po wypryskach
- Przyspiesza gojenie wyprysków i stanów zapalnych
oraz zmniejsza częstotliwość ich pojawiania się
- Wyrównuje oraz rozjaśnia ogólny koloryt skóry,
dodając jej przy tym blasku i świeżości
- Sprawia, że skóra staje się miękka i wygładzona
MOJA OCENA:
Podsumowanie
Jak się okazało mimo tego, że wszystkie kosmetyki pochodzą z tej samej serii Snail Bee to ich działanie jest różne i w zależności od tego jaki mamy typ cery to po taki kosmetyk najlepiej sięgnąć. Toner nie do końca spełnił moje oczekiwania - w prawdzie nie zaszkodził, ale też nie zrobił nic szczególnego i okazał się zwykłym przeciętniakiem, choć pod względem składu jest bardzo zbliżony do esencji która z kolei okazała się prawdziwą perełką. Nawet jeżeli zawiera ona takie same substancje to nadal należy pamiętać że ich stężenie jest po prostu większe i stąd wynika owa różnica. Esencja jest lekka i myślę, że najbardziej docenią ją dziewczyny ze skórą problematyczną, których cera łatwo się zapycha bowiem dzięki swojej subtelnej formule nie powinna zadziałać komedogennie. Z kolei dla dziewczyn którym zależy dodatkowo na nawilżeniu, polecam lotion. Jest o wiele cięższy, ale równie skuteczny pod względem walki z niedoskonałościami dlatego warto mu także dać szansę bo to świetny kosmetyk!
Jest jeszcze jedna sprawa o której chciałabym w tym miejscu wspomnieć - kosmetyki, które tu właśnie opisałam zawierają pszczeli jad. W zależności od produktu występuje on w mniejszym bądź większym stężeniu, ale gdy na mojej skórze była jakaś ranka to mogłam odczuć delikatne szczypanie, dlatego nim po nie sięgnięcie to warto upewnić się czy nie jesteście uczulone na jad owadów! Jeśli tak jest, a nadal chcecie je wypróbować to najlepiej gdy zapytacie lekarza i upewnicie się że nie ma żadnych przeciwwskazań bo uroda urodą, ale trzeba pamiętać że to nasze zdrowie jest najcenniejsze!
Wszystkie kosmetyki dostępne są w sklepie Jolse, który już wielokrotnie wam polecałam. Ich ceny jak na naturalne, koreańskie kosmetyki są niebywale niskie dlatego jeśli poszukujecie czegoś nowego to serdecznie polecam wam linię kosmetyków Snail Bee! Z tego co widzę, to koszt każdego z nich jest bardzo zbliżony, co jest rzadkim zjawiskiem bo najczęściej czym wyższe stężenie substancji aktywnych w składzie, to tym wyższa jest również cena, dlatego warto przyjrzeć im się bliżej!
Poniżej podlinkowałam wam każdy z kosmetyków, w kolejności w której były opisywane:
BENTON Snail Bee High Content Skin - koszt 19,80 USD ~ 72 zł
BENTON Snail Bee High Content Essence - koszt 19,80 USD ~ 72 zł
BENTON Snail Bee High Content Lotion - koszt 19,80 USD ~ 72 zł
A wy dziewczyny, co myślicie o tej marce? Miałyście już do czynienia z Bentonem? Znacie ich naturalne kosmetyki? Który spośród opisanych w dzisiejszym wpisie zainteresował was najbardziej i dlaczego? Stosowałyście już jakiś kosmetyk z pszczelim jadem albo śluzem ślimaka? :)
Piękne zdjęcia, tak przyjemnie się to oglądało :) Już wiem na co bym się skusiła ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana! Który z kosmetyków najbardziej Cię zainteresował? :)
UsuńRewelacyjny wpis!
OdpowiedzUsuńJa sobie ostatnio rozmawiałam z pracownicą jednego sklepu, gdzie można je dostać i bardzo chwaliła Esencję, bo ponoć działa z nich najlepiej ;) Ale ja osoba uczulona na jad mogę sobie co najwyżej na nie popatrzeć jednak... Po 4 tygodniach od ugryzienia przez trzmiela nadal mam ślad na nodze po uczuleniu, więc kategorycznie muszę odpuścić produkty z jadem w składzie ;/
OdpowiedzUsuńTak, całkowicie się z nią zgadzam - esencja to cudo dla mojej cery mieszanej w kierunku tłustej i też z tego powodu dostała najwyższą ocenę :D
UsuńJeżeli ktoś jest uczulony na jad owadów to rzeczywiście lepiej nie próbować. Na rynku jest wiele innych dobrych i równie skutecznych kosmetyków które nie mają w składzie pszczelego jadu więc jest w czym wybierać ;)
A jeżeli ktoś się uprze i koniecznie chce, to najlepiej jakby zapytał o opinię lekarza i początkowo zaopatrzył się jedynie w próbki aby wykonać próbę uczuleniową i upewnić się że nie zrobi sobie nimi krzywdy.
Przeglądałam sobie próbki w saszetkach nawet na ebay, ale nie skusiłam się. Sam śluz ślimaka natomiast u mnie dobrze działa. Ale niestety wszelkie jady muszę odpuścić, bo czy to pszczoła, osa czy trzmiel dostaję czerwono-sinych plam na skórze i opuchlizny. Dzięki Bogu wstrząsy mnie omijają, ale naprawdę dobrze,że dodałaś w poście informację, żeby osoby uczulone tego nie używały same z siebie ;)
UsuńMnie akurat już kilkukrotnie użądliła pszczoła i nigdy nie miałam żadnej reakcji alergicznej, dlatego byłam pewna że kosmetyki z tej serii mi nie zaszkodzą i mogę je śmiało testować :D
UsuńCo do informacji to wspominam o tym nawet w kilku miejscach, ale pomyślałam że podkreślę jeszcze raz w podsumowaniu bo wiele osób czyta tylko te fragmenty które są dla nich istotne, a lepiej tego nie przeoczyć :D
Fajnie, że zrecenzowałaś te produkty, ponieważ od jakeigoś czasu zastanawiałam się nad zakupem czegoś z tej serii!
OdpowiedzUsuńChciałam upchnąć w tym jednym wpisie wszystkie kosmetyki z serii Snail Bee, ale stwierdziłam że byłby wtedy jednak zbyt długi, więc to jeszcze nie koniec i za parę tygodni opublikuję wpis na temat kremu i maski w płachcie :D
UsuńMarkę znam tylko i wyłącznie dzięki Tobie, ale chętnie bym wypróbowała produkty. Uwielbiam testować nowości, zwłaszcza jak mają fajny skład. Ja bym chętnie wypróbowała esencję - ciekawi mnie. miłego weekendu Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńJeżeli od kosmetyku wymagasz żeby był lekki, a jednocześnie skutecznie walczył z wypryskami i przetłuszczaniem skóry oraz silnie ją regenerował to powinnaś być z niej zadowolona :)
UsuńDla mnie to również numer jeden spośród pozostałych produktów tej serii!
Mnie marka niesamowicie ciekawi, ale do tej pory miałam do czynienia tylko z próbkami. Przynajmniej wiem, że moja skóra nie reaguje źle na jad pszczeli :) Niestety, na ten moment wiem, że na razie nie będę miała okazji, by wypróbować ich pełnowymiarowe opakowania, ale kiedyś z pewnością się skuszę. Za to jestem pod wrażenie ogromu pracy, który włożyłaś w ten wpis. Chapeau bas! :)
OdpowiedzUsuńTak, biorąc pod uwagę że cała seria Snail Bee ma w składzie pszczeli jad próba uczuleniowa to w tym przypadku obowiązek i nie można zacząć ich stosować bez jej wcześniejszego wykonania, dlatego próbki są świetnym rozwiązaniem!
UsuńWpis dosyć długi bo w sumie zawiera w sobie trzy osobne recenzje które równie dobrze mogłyby być oddzielnymi postami xD
Chciałam tutaj jeszcze opisać krem oraz maskę z tej serii ale stwierdziłam że to byłaby już przesada.
Muszę przyznać, że zachwyciło mnie już samo opakowanie! Jest takie proste, ale jednocześnie bardzo ładne. Markę widzę na oczy pierwszy raz, ale po Twoim opisie chyba najbardziej zainteresowała mnie esencja. Podoba mi się też pompka w toniku/tonerze, chociaż szkoda, że nie ma zapachu i nie poprawia stanu cery problematycznej. Jak na koreańskie, naturalne kosmetyki cena rzeczywiście nie jest wysoka, ale jednak samo w sobie 70 zł to dla mnie całkiem sporo :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-fight-for-a-dream.blogspot.com
Co do pompki to szczerze mówiąc, ona w każdym produkcie z tej serii wygląda niemal identycznie i nie ma między nimi zbyt wielkiej różnicy :P
UsuńTak, masz całkowitą rację w kwestii ceny - 70 zł jest spora kwotą, ale zawsze uwzględniam pochodzenie kosmetyku. Te przeznaczone są na rynek koreański, a tam koszta tych z niższej półki cenowej zaczynają się w przeliczeniu na nasze pieniądze mniej więcej od 30 zł więc to nadal nie jest bardzo dużo jakby się mogło wydawać ;)
Poza tym, kupując na Jolse nie płacimy tak dużej marży jak w polskich sklepach, przez co cena i tak wychodzi jeszcze niższa :P
Zasada stosowania kolejności kosmetyków podoba mi się zresztą takie rytuały uczą nas małej dyscypliny nie prawdaz? Markę kojarzę nie wiem czy nie jest nawet ona w konkurencyjnym sklepie ale do Jose z chęcią zajrzę. Miałam kilka kosmetyków ze ślubem ślimaka ale żadnych zachwytów nie było może to zależy od stężenia i jego ilości? ?
OdpowiedzUsuńTak, layering i warstwowe nakładanie produktów pielęgnacyjnych to jedna z tych rzeczy za które tak bardzo cenie sobie koreańskie podejście do dbania o piękno :)
UsuńJasne, ślimak ślimakowi nierówny i różne marki stosują inne stężenia jego śluzu, dlatego warto zwracać na to uwagę. Ogólnie, mucyna to dosyć kosztowny składnik więc przykładowo w kremie za kilkanaście złotych zbyt wiele go nie znajdziemy i w takiej sytuacji jest po prostu większa ilość substancji pomocniczych takich jak tańsze ekstrakty czy inne składniki syntetyczne ;)
Dla mnie brak zapachu to wielki plus, z Benton miałem zielony toner był świetny :)
OdpowiedzUsuńTak, ten zapach to właśnie sporna kwestia. Wiele osób z wrażliwym nosem albo po prostu nie przepadających za ziołowymi zapachami ma problem z odnalezieniem się wśród nieperfumowanych kosmetyków naturalnych, więc takie rozwiązanie może być dla nich korzystne :)
UsuńW moim przypadku jednak to wada, bo nie mam nic przeciwko aromatowi ekstraktów i wyciągów roślinnych, ale co kto lubi i to już bardzo indywidualna sprawa :P
jejku! genialnie się prezentują te perełeczki :) a zdjęcia? są wprost fantastycznie wykonane:)
OdpowiedzUsuńbuziaki
www.wkrotkichzdaniach.pl
Pierwszy raz spotykam się z tą marką ^^ Zaciekawiłaś mnie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Wiele czytałyśmy o dobroczynnych właściwościach na skórę śluzu ślimaka. Dlatego też ciekawią nas te kosmetyki i jak widać działanie jest fajne :) Pszczeli jad też brzmi interesująco i intrygująco, dobrze, że nie jesteśmy na niego uczulone (potwierdziłyśmy to w ciągu ostatniego miesiąca jak pszczoła najpierw dziabnęła jedną z nas a za kilkanaście dni drugą xD).
OdpowiedzUsuńWspółczuję przygody z pszczołą, ale ja też wiele lat temu właśnie w ten sposób dowiedziałam się że nie jestem uczulona na ich jad, więc stosując te kosmetyki byłam raczej spokojna i nie obawiałam się żadnej reakcji alergicznej, ale i tak przed aplikacją zrobiłam próbę uczuleniową. Lepiej dmuchać na zimne niż potem płakać :D
UsuńCo do ślimaka to moja skóra reaguje na niego bardzo różnie i zależy to od marki oraz substancji pomocniczych zawartych w składzie :)
Bardzo dokładna recenzja, powinnam podziękować bo sama zastanawiam się nad kupnem, oczywiście pierwsze co to spodobało mi się opakowanie, ale oczywiście ono ma najmniejsze znaczenie :) Bardzo ciekawy opis i piękne zdjęcia ! Pozdrawiam i obserwuje <3
OdpowiedzUsuńwomanhoodduty.blogspot.com
Nie masz za co dziękować kochana, cieszę się że recenzja okazała się przydatna i być może pomogła Ci w podjęciu decyzji odnośnie zakupu :)
UsuńDziękuję ślicznie za obserwację! :*
Śluz ślimaka to coraz popularniejszy składnik kosmetyczny :) Bardzo fajna, szczegółowa recenzja
OdpowiedzUsuńOj, tak! Śluz ślimaka zdecydowanie jest bardzo znany i przez wiele osób lubiany, czemu kompletnie się nie dziwie bo jego właściwości regenerujące są fenomenalne <3
UsuńCieszę się że dzięki tobie mogłam poznać tą wspaniałą markę. Dzisiaj wiem że zdecydowanie jest to mój numer jeden na liście zakupów kosmetycznych. Dziękuję ci za tak wyczerpującą i ciekawą recenzje.
OdpowiedzUsuńesencja bardzo ciekawa i myślę, że gdyby trafiła w moje łapki pewnie zakolegowałybyśmy się :) tonik jednak według mnie to dość przeciętny kosmetyk :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji używać kosmetyków Bentona ale wiem, że kiedyś się na nie skuszę (o ile moje zapasy szybko zejdą i nic innego nie wpadnie mi oko). Dużo dobrego słyszałam o esencji i toniku z tej serii :D.
OdpowiedzUsuńAkurat tonik to dla mnie średniak, ale za to esencja okazała się prawdziwym cudeńkiem :))
UsuńBardzo lubię zarówno śliamczkowe kosmetyki jak i markę Benton, obecnie używam ich sfermentowanej esencji, która zaskakująco dobrze nawilża skórę. Z Twojej gromadki chyba najbardziej ciekawi mnie jednak esencja, bo lotion miałam ze Skin79 i niestety nic wielkiego nie zrobił. Kosmetyki ze śluzem ślimaka są wręcz idealne do pielęgnacji mojej suchej skóry, zwłaszcza teraz, po sezonie letnim będę się rozglądać za jakimiś promocjami na nie, żeby porządnie odżywić skórę.
OdpowiedzUsuńTak, ślimak dzięki swoim silnym właściwościom regenerującym może być świetną opcją po lecie, gdy skóra była narażona na silniejszą ekspozycję słoneczną przez co potrzebuje ratunku i chwili wytchnienia :)
UsuńCo do czarnej linii z fermentowanymi składnikami to też mam ją na oku i z pewnością kiedyś przyjdzie i na nią kolej ale najpierw muszę zużyć Snail Bee :D
Wow, jaka obszerna recenzja, moża się z niej wiedziele dowiedzieć na temat tych kosmetyków. Markę znam z widzenia. Nigdy jednak nie stosowałam ich kosmetyków, chociaż te buteleczki bardzo mi się podobają. Myślę, że nadawałyby się do mojej cery, aczkolwiek nie kupuję kosmetyków ze śluzem ślimaka. Do tej pory miałam tylko jakąś bazę pod makijaż ze śluzem, ale szczerze mówiąc leży gdzieś i nawet jej nie używam. Zdjęcia jak zwykle super :D
OdpowiedzUsuńU mnie akurat produkty ze śluzem ślimaka dosyć fajnie się sprawdzają więc jeśli mam okazję to staram się po nie sięgać, choć koreańscy producenci oferują taką mnogość różnorodnych składników w swoich kosmetykach że szkoda się ograniczać i rezygnować z nich na rzecz wyłącznie jednego :)
UsuńO kochana tak obszernej recenzji to ja dawno nie widziałam :-) Na kosmetyki marki Benton mam już od jakiegoś czasu ochotę. Myślałam na początek zaopatrzeć się w tonik. Przyznam że składnik w postaci śluzu ślimaka jedank mnie odstrasza nieco i nie jestem przekonana czy chciałabym mieć takowy na swojej twarzy. Jakbyś miała wybrać tylko jeden z całej linii?
OdpowiedzUsuńHmm...gdybym miała z całej linii wybrać tylko jeden kosmetyk to zdecydowanie postawiłabym na esencję bo jest naprawdę wyjątkowa. Chociaż z drugiej strony maska w płachcie też bardzo przypadła mi do gustu i mam do niej sentyment, więc mam dylemat co ostatecznie wybrać :D
UsuńCo do śluzu ślimaka to może brzmi trochę obrzydliwie ale to składnik jak każdy inny - pochodzi z żywych ślimaków oraz jest starannie oczyszczany w laboratorium nim trafi do kosmetyku. Jeżeli ktoś jest jednak weganinem, to jest to składnik pochodzenia zwierzęcego, podobnie jak pszczeli jad i w tej sytuacji dochodzi również kwestia moralności, ale to już indywidualna sprawa każdego z nas ;)
Dobrze wiedzieć, że opłaca się postawić na esencję, a nie na toner :)
OdpowiedzUsuńPrzekonałaś mnie! Już długo szukam właśnie takiego produktu dla mojej cery, by przez długi czas wyglądała zdrowo i świeżo. Wiele słyszałam i czytałam o koreańskich kosmetykach i używanym w nich śluzie z ślimaka, który rzekomo działa magicznie. Jeszcze niestety nie miałam okazji przekonać się sama, a widzę, że tutaj znajduje się w składzie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
https://fochoblog.blogspot.com/
Tak, w linii kosmetyków Snail Bee filtrat ze śluzu ślimaka to jeden z głównych składników, więc jeśli poszukujesz produktów które go zawierają to rzeczywiście warto się nimi zainteresować! :D
UsuńBardzo obszerna recenzja. Tego produktu nie znałam :) MÓJ BLOG
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje wpisy :) Sa jak encyklopedia ;) O Bentonie słysząłam wiele, ale sama nie używałam
OdpowiedzUsuńMam wszystkie trzy i tak trochę mam mieszane uczucia co do nich. Przy tonerze zgadzam się z Twoim każdym słowem, przy esencji w zasadzie też, bo to jeden z tych kosmetyków co do niby szału nie ma...Ale jak się skończy to czegoś brakuje. Za to z lotionem jakoś się nie polubiłam, bo mam wrażenie, że właśnie rozregulował i trochę pracę gruczołów łojowych. Moja twarz znacznie szybciej się po nim przetłuszcza w strefie t, a testowałam go dość długo. Z nawilżaniem też średnio się u mnie sprawdził, może po prostu to było zbyt mało dla mojej skóry?...
OdpowiedzUsuńAkurat esencja jest dla mnie niezastąpiona i już od pierwszej aplikacji się z nią polubiłam, więc w moim osobistym rankingu znajduje się dosyć wysoko :D
UsuńCo do lotionu to jestem bardzo zdziwiona że pogorszył u Ciebie sprawę z wydzielaniem sebum bo u mnie zadziałał odwrotnie i je uregulował. Być może jest zbyt ciężki dla Twojej cery?
Fajnie, że podzieliłaś się swoimi odczuciami na temat tych kosmetyków, bo własnie takie skrajne opinie są najbardziej wartościowe jeżeli ktoś rzeczywiście zastanawia się nad ich zakupem. Pisałaś może o nich u siebie na blogu? Jeśli tak to mogłabyś wkleić tu link :)
Myślę, że u mnie również bardziej sprawdziłaby się ta esencja, ale nie skreśliłabym też tonika, z racji tego, że mam cerę mieszaną i miejscami jest ona bardzo przesuszona! A więc z jednej strony miałabym super nawilżenie, a z drugiej pozbyłabym się zaskórników nie zapychając przy tym skóry swojej twarzy. Dodatkowo wielki plus za naturalny skład! Hmm pomyślę o tych kosmetykach :)
OdpowiedzUsuńTak, tonik fajnie sprawdza się jako uzupełnienie pozostałych kosmetyków i tak też go właśnie sama obecnie stosuję :D
Usuńwow, ale super
OdpowiedzUsuń