12/16/2017
Leaders, Daily Wonders Sheet Masks - Zenitude, Rainwater, Skinglow, Sunshine, After Party, Xo-Liating, Urban Shield
Hej dziewczyny,
W dzisiejszym wpisie chciałabym wam przedstawić kolejne, naturalne maski w płachcie których w ostatnim czasie jest u mnie na blogu całkiem sporo, ale to przez wzgląd na to że podczas chłodniejszych dni są one prawdziwym must have w pielęgnacji ponieważ cera narażona jest na gwałtowną zmianę temperatur i ocieplane powietrze z kaloryferów, które jest dla skóry prawdziwym wrogiem, bowiem okropnie ją przesusza, co z kolei przyczynia się między innymi do powstawania linii mimicznych, więc warto zapobiegać i chronić ją przed tym na wszelkie możliwe sposoby. Czy maski marki Leaders, które otrzymałam do testów z Kokosklepu poradziły sobie w tej sytuacji? Jeżeli jesteście ciekawe, to zapraszam!
Na początku powinnam chyba wspomnieć, że maski marki Leaders mimo swojej popularności, nie są koreańskimi produktami, a szwajcarskimi. Kiedy je dostałam to nie miałam o tym pojęcia i zorientowałam się dopiero w momencie gdy spojrzałam na tył opakowania, ale powiem wam jedno - nie ustępują tym azjatyckim nawet o krok i spisują się świetnie! Nie znalazła się ani jedna, z której nie byłabym zadowolona, na co w sumie przy siedmiu zupełnie różnych rodzajach zawsze jest spora szansa, bo każdy z nas ma inny typ skóry oraz potrzeby, natomiast w tym przypadku trudno byłoby mi wskazać ulubioną ponieważ pokochałam wszystkie. Mimo różnych składów, maski pod względem technicznym wyglądają identycznie i posiadają tylko inne kolory opakowań, a także w niewielkim stopniu zapach. Każda z masek marki Leaders przeznaczona jest na inny dzień tygodnia oraz na inny problem skórny, dlatego każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Płachta złożona jest w środku na kilka części i nie jest w żaden sposób zabezpieczona, więc po jej wyjęciu można od razu przejść do nakładania na twarz. Maska ma postać zwykłej, bawełnianej płachty, jednak odnoszę wrażenie że jest ona o wiele cieńsza niż zazwyczaj, przez co znacznie lepiej przylega do skóry, a przy okazji ułatwia jej oddychanie. Warto jednak pamiętać, że takie maski są też trochę trudniejsze w nakładaniu bo łatwo się wywijają, więc należy zachować przy tym większą ostrożność. W moim odczuciu był to rzeczywiście problem i chwilę mi zajęło, zanim dobrze ją sobie ułożyłam.
Maska ma biały, kolor i nieznacznie prześwituje oraz nasączona jest bardzo dużą ilością esencji. W maskach wykonanych z materiału, gra ona główną rolę ponieważ jest nośnikiem wszystkich substancji aktywnych, które później wnikają w głąb skóry. W tym przypadku ma zupełnie bezbarwny i przeźroczysty kolor. Esencji jest na tyle dużo, że po aplikacji maski wystarcza jej aby dodać kolejną warstwę na twarz, a także wsmarować jeszcze w szyję. Maska podczas noszenia bardzo dobrze i ściśle przylegała do skóry, nie odklejała się oraz nie wysychała - była przez cały czas wilgotna, ale jednocześnie mimo mocnego nasączenia, nic z niej na szczęście nie kapało, ani nie spływało po szyi. Jeśli chodzi o kształt, to jest dosyć proporcjonalna i bez problemu pokrywa całą moją twarz, ale jest odrobinę za krótka na nosie.
Każda z masek ma inny skład, ale znajduje się także kilka takich substancji, które są dla wszystkich wspólne i jest to przede wszystkim początkowa ósemka - mamy kolejno wodę, glikol butylenowy ułatwiający wnikanie substancji w głąb skóry, nawilżającą glicerynę, ekstrakt z kwiatów rumianku pospolitego, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer o działaniu zagęszczającym, dający uczucie jedwabistości na skórze, ekstrakt z portulaki pospolitej, betaina, ekstrakt z klonu cukrowego. Pozostałe substancje, które także się powtarzają ale w różnej kolejności to między innymi etyloheksylogliceryna jako półsyntetyczny konserwant, glikol kaprylowy czyli tłusty emolient, o działaniu nawilżającym, guma ksantanowa, wyciąg z pstrolistki sercowatej, nawilżający kwas hialuronowy, ekstrakt z bagna zwyczajnego, ekstrakt z saururus chinensis, ekstrakt z bylicy piołun, ekstrakt z kwiatów bylicy włosowatej, ekstrakt z korzenia goryczki żółtej, ekstrakt z krwawnika pospolitego, a także ekstrakt z rzadkiego glonu morskiego Ecklonia cava. Ponadto, każda z masek zawiera także sztuczny zapach, który nie znajduje się jak powinien na końcu, a już w połowie składu. Warto, żeby osoby z cerą wrażliwą skłonną do alergii miały to na uwadze.
Czujesz się zmęczona, spięta, niespokojna? Powiedz dość napięciu wpływającemu na wygląd Twojej cery! Wycisz się i nałóż maskę w płachcie. Ale nie zwykłą maskę- Relax It’s Zen Time! to najskuteczniejsza broń przed stresem.
Uspakaja i koi- to prawdziwa sesja jogi dla Twojej skóry, która pozwoli Ci zapomnieć o zmęczeniu i rozluźni widoczne na twarzy napięcie.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Betaine, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Xanthan Gum, Arnica Montana Flower Extract, Houttuynia Cordata Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Ledum Palustre Extract, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Ecklonia Cava Extract, Achillea Millefolium Extract, Linum Alpinum Flower/Leaf/Stem Extract, Calendula Officinalis (Marigold) Flower Extract, Gentiana Lutea Root Extract, Citric Acid, Potassium Sorbate, Acetyl Tetrapeptide-40
Maska zamknięta jest w podłużnym opakowaniu w żółtych kolorach z kontrastującymi niebieskimi napisami, a jej hasłem przewodnim jest Relax It’s Zen Time! Ma przyjemny, delikatny zapach który jest świeży i orzeźwiający, ale nie przywodzi mi na myśl niczego konkretnego.
Kosmetyki oznaczone jako calming najczęściej dają efekt chłodzący, ale w tym przypadku niczego takiego nie odnotowałam - oczywiście skóra była chłodniejsza niż zwykle, ale to raczej przez fakt że maska podczas noszenia nie wysychała i pozostała przyjemnie wilgotna. Miałam ją na twarzy przez okres mniej więcej 30 minut i po zdjęciu, pierwsze co odnotowałam to fakt, że pozostawiła po sobie dosyć wyczuwalną warstwę okluzyjną, która była lepka w dotyku i słabo się wchłaniała.
Cera natomiast była rzeczywiście ładnie ukojona, a drobniejsze zaczerwienienia stały się o wiele mniej widoczne. Odnotowałam również delikatne rozjaśnienie skóry, bardzo intensywne nawilżenie oraz odżywienie, a także przyjemne wygładzenie. Twarz po jej zastosowaniu wyglądała znacznie lepiej i po prostu ładniej. Kolejnego dnia po umyciu cery, zauważyłam jeszcze rozświetlenie oraz dodanie blasku i mimo stosunkowo ciężkiej i treściwej formuły, maska nie obciążyła nadmiernie mojej skóry i nie pojawiły się żadne nowe wypryski.
Po dniu spędzonym w biurze, samolocie lub na słońcu czujesz, że Twoja skóra jest odwodniona? Ugaś jej pragnienie z maską Daily Wonders Rainwater Mask.
Ta maska o właściwościach nawilżających i zmiękczających zapewni Twojej przesuszonej skórze natychmiastowe ukojenie.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Betaine, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Xanthan Gum, Arnica Montana Flower Extract, Houttuynia Cordata Extract, Malwa Sylvestris (Mallow) Flower Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Ledum Palustre Extract, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Ecklonia Cava Extract, Achillea Millefolium Extract, Gentiana Lutea Root Extract, Phenoxyethanol, Acetyl Hexapeptide-37
Maksa ta występuje w niebieskiej gamie kolorystycznej i w sumie nic w tym dziwnego, bo jaki inny kolor miałaby tak bardzo kojarzyć się z nawilżeniem skóry, jak nie on? Jej hasłem przewodnim jest H2Oh My Gosh!, natomiast napisy są w energetyzującym, żywym, pomarańczowym odcieniu. Jej zapach jest świeży i przyjemny ale można wyczuć że sztuczny. Przypomina mi odrobinę płyn Lenor do płukania tkanin.
Jeśli chodzi o działanie, to po zdjęciu maski pierwszym co rzuciło mi się w oczy było bardzo intensywne rozjaśnienie skóry, które w sumie mnie zaskoczyło bo nie spodziewałam się tego po masce nawilżającej. Moja cera była jednak zregenerowana i odżywiona, a także gładka i przyjemna w dotyku. Maska bardzo fajnie ją również nawilżyła i bez problemu poradziła sobie z jesiennym przesuszeniem oraz suchymi skórkami w okolicy nosa. Myślę, że jest idealna na obecną porę roku, gdy skóra narażona jest na chłód i niesprzyjające warunki atmosferyczne, przez co jest bardziej podatna na różne uszkodzenia i odwodnienie.
Maska pozostawia po sobie wyczuwalną i lepką warstwę okluzyjną, jednak w tej sytuacji jest to raczej zrozumiałe ponieważ w ten sposób zatrzymuje po prostu wodę w skórze i zapobiega jej nadmiernemu odparowywaniu. Jak zawsze w tej sytuacji, obawiałam się wysypu, jednak kolejnego dnia nic takiego nie miało miejsca, więc sprawdzi się nawet u dziewczyn ze skórą mieszaną.
Błyszczenie, wypryski, widoczne pory… czujesz, że Twoja skóra wymknęła się spod kontroli? Przywołaj ją do porządku z Bye, Bye Impurities.
Wszystkie niedoskonałości znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Daily Wonders SkinGlow Mask działa błyskawicznie regulując błyszczenie, redukując wypryski i zmniejszając widoczność porów. Twoja twarz odzyska zdrowy wygląd, skóra pozostanie oczyszczona, promienna i aksamitna w dotyku.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Betaine, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Arnica Montana Flower Extract, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Leaf Extract, Xanthan Gum, Houttuynia Cordata Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Ledum Palustre Extract, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Ecklonia Cava Extract, Achillea Millefolium Extract, Epilobium Fleischeri Extract, Gentiana Lutea Root Extract, Citric Acid, Potassium Sorbate, Acetyl Dipeptide-3 Aminohexanoate
Maska zamknięta jest w czerwonym opakowaniu, a jej hasłem przewodnim jest Bye, Bye Impurities, tak więc bez problemu można zgadnąć na jaki problem skórny jest ona przeznaczona. Napisy z kolei mają intensywnie fioletowy kolor. Po otwarciu opakowania można wyczuć przyjemny i łagodny zapach, który jest bardzo podobny do tego, który miała maska Zenitude. Przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło bo maski przeznaczone do problematycznej cery zazwyczaj mają bardzo ostry i nieco drażniący aromat, jednak w tym przypadku nie było o tym mowy - był on delikatny, przyjemny i naturalny.
Podczas jej noszenia, nie odczuwałam żadnego dyskomfortu, czy pieczenia w miejscach, w których pojawiło mi się wcześniej kilka wyprysków - maska jest delikatna i nie daje uczucia ściągnięcia czy przesuszenia cery. Wręcz przeciwnie - po jej zdjęciu skóra była przyjemnie nawilżona, ale znowu do czynienia miałam z nieprzyjemną i lepką warstwą okluzyjną. Obawiam się, że to cecha charakterystyczna tych masek - trochę szkoda, bo może powodować nadmierne obciążenie i działać komedogennie, więc nie powinna raczej występować w przypadku tej konkretnej maski, bo w końcu przeznaczona jest głównie dla dziewczyn borykających się ze skórą problematyczną.
Oprócz tego, odnotowałam że pory były wyraźnie ściągnięte i mniej widoczne. Kolejnego dnia, moja skóra wyglądała naprawdę dobrze - nie pojawiły się żadne nowe niedoskonałości, a te spośród istniejących stały się wyraźnie bardziej wysuszone i zaczęły się szybciej goić. Skóra nie była przesuszona i wyglądała bardzo ładnie. Ponadto, działająca przez noc warstwa okluzyjna rzeczywiście dodała skórze blasku, więc ostatecznie maska spełniła moje oczekiwania.
Po dniu spędzonym na słońcu, nawet z odpowiednią ochroną przeciwsłoneczną, skóra potrzebuje ukojenia. Właśnie w tym celu stworzona została maska Too Much Fun In The Sun. Koi, nawilża i poprawia kondycję skóry narażonej na oddziaływanie szkodliwych promieni UV.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Betaine, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Xanthan Gum, Arnica Montana Flower Extract, Houttuynia Cordata Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Ledum Palustre Extract, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Leontopodium Alpinum Extract, Ecklonia Cava Extract, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Achillea Millefolium Extract, Gentiana Lutea Root Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Dextran, Palmitoyl Tripeptide-8
Maska utrzymana jest w czerwonych barwach, natomiast napisy są w żółtym, wyróżniającym się kolorze. Jej hasłem przewodnim jest Too Much Fun In The Sun, więc na obecną jesienno zimową porę roku raczej nie pasuje, jednak z drugiej strony jej główną funkcją jest uspokojenie skóry, a to ważne i istotne nie tylko przy wysokich temperaturach, ale również tych skrajnie niskich.
Maska wygląda tam samo jak pozostałe. Jej zapach jest bardzo podobny do Rainwater, czyli wersji nawilżającej - przypomina mi płyn Lenor do płukania tkanin, nie jest drażniący ale mimo wszystko nie zaliczyłabym go również do naturalnych. Dosyć wyraźnie widać, że maski mają sztuczny zapach w składzie, jednak nie znajduje się on na samym początku, więc przez wzgląd na inne substancje zawarte w esencji, myślę że można im to wybaczyć, tym bardziej że jest on przyjemny i miły.
Po zdjęciu maski pierwsze co zauważyłam, to ta nieszczęsna warstwa okluzyjna. Mam jednak wrażenie, że w przypadku tej konkretnej maski lepiej się wchłonęła bo nie jest tłusta, a jedynie odrobinę lepka, więc na chwilę obecną maska Sunshine ma najmniejszą szansę zadziałać komedogennie na skórę i wywołać wysyp, dlatego nada się zwłaszcza dla skóry problematycznej.
Co do efektów pielęgnacyjnych to odnotowałam bardzo silne nawilżenie, odżywienie, a także maksymalne wygładzenie skóry. Maska ukoiła również cerę, niwelując widoczność zaczerwienienia na górnej wardze. Muszę przyznać, że bardzo przypadła mi do gustu. Kolejnego dnia nie wystąpiły żadne podrażnienia oraz nie pojawiły się nowe wypryski. Skóra wyglądała na wypoczętą oraz świeżą. Co więcej, buzia po przebudzeniu była znacznie mniej przetłuszczona niż zazwyczaj, a warstwa okluzyjna całkowicie się wchłonęła, nie pozostawiając po sobie śladu. W ciągu dnia, moja skóra produkowała znacznie mniej sebum niż zazwyczaj, więc maska ta trafia do grona ulubionych.
Impreza trwała do wczesnych godzin porannych? Bez obaw, Twoja twarz Cie nie zdradzi!
What Happened Last Night to prawdziwy koktajl energetyczny dla Twojej skóry. Poprawia jej strukturę i przywraca zdrowy wygląd niezależnie od okoliczności.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Betaine, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Xanthan Gum, Arnica Montana Flower Extract, Houttuynia Cordata Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Panthenol, Ledum Palustre Extract, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Ecklonia Cava Extract, Achillea Millefolium Extract, Artemisia Umbelliformis Extract, Glycine, Sorbitol, Gentiana Lutea Root Extract, Citric Acid, Panax Ginseng Root Extract, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Copper- Tripeptide-1, Hydrolyzed Soy Protein
Maska ta utrzymana jest w fioletowych barwach, natomiast napisy mają żywy, jaskrawo zielony, odcinający się kolor. Jej hasłem przewodnim jest What Happened Last Night i z założenia jest to maska do zastosowania po jakiejś większej imprezie, za którymi jak wiadomo nasza cera szczególnie nie przepada. Nie jestem typem imprezowiczki, więc zastosowałam ją po prostu po długim i męczącym dniu spędzonym na uczelni, ponieważ odniosłam wrażenie, że gdyby ktoś mnie zobaczył to mógłby uznać że zeszłego wieczoru, rzeczywiście zbyt dobrze się bawiłam ponieważ moja skóra była przesuszona i poszarzała oraz bez życia.
Po otwarciu opakowania można wyczuć bardzo przyjemny, delikatny i świeży zapach - przywodzi mi on na myśl aloes zmieszany z zieloną herbatą. Jest cudowny i jak dotąd chyba najbardziej przypadł mi do gustu spośród wszystkich pozostałych masek.
W kwestii działania, to co najbardziej rzuciło się w oczy po zdjęciu maski to fakt, że skóra stała się przepięknie rozświetlona, a także rozjaśniona, w tym przebarwienia po wypryskach. Nie było śladu po żadnym zmęczeniu! Poprawiło się również nawilżenie, a twarz prezentowała się zdrowo i świeżo. Maska pozostawiła po sobie tłustą i nieprzyjemną warstwę okluzyjną, jednak nie odnotowałam żeby kolejnego dnia stan mojej cery uległ pogorszeniu. Poza tym, dosyć szybko się ona wchłonęła i ostatecznie pozostała ledwo wyczuwalna. Nie wystąpiło żadne podrażnienie, ani wysyp. Skóra była ukojona, wypoczęta, gładka i odżywiona, a także stała się super miękka i mniej przetłuszczona niż zazwyczaj.
Bardzo sucha skóra i gromadzące się na jej powierzchni martwe komórki sprawiają, że cera staje się szorstka i matowa. To najwyższy czas aby poprawić jej kondycję z Break Up With you Ex- Skin Cells.
Zapomnij o podrażniających peelingach mechanicznych… Ta pomysłowa maseczka zmiękcza skórę i w łagodny sposób złuszcza martwy naskórek. Tuż po zastosowaniu cera stanie się gładka i powróci do dawnego blasku.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Betaine, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Alcohol, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Arnica Montana Flower Extract, Xanthan Gum, Houttuynia Cordata Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Ledum Palustre Extract, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Ecklonia Cava Extract, Achillea Millefolium Extract, Ananas Sativus (Pineapple) Fruit Extract, Carica Papaya (Papaya) Fruit Extract, Ficus Carica (Fig) Fruit Extract, Malus Domestica Fruit Extract. Lecithin, Gentiana Lutea Root Extract, Phenoxyethanol, Hexanoyl Dipeptide-3 Norleucine Acetate
Opakowanie maski występuje w przepięknym, morskim kolorze, natomiast napisy są w zgaszonej, ciemnej czerwieni, więc bardzo ładnie to ze sobą współgra. Hasłem przewodnim jest Break Up With your Ex- Skin Cells, co niewątpliwie świetnie podkreśla jej główną funkcję, czyli złuszczanie naskórka.
Zapach maski jest bardzo podobny do aromatu pozostałych z tej serii - jest delikatny, niedrażniący i ma w sobie jakąś kwiatową nutę. Myślę, że nie znajdzie się osoba, której mógłby się on nie spodobać ponieważ nie jest sztuczny, czy nienaturalny.
Co do działania, to podczas jej noszenia odczuwałam bardzo delikatne ciepło i mrowienie, jednak było naprawdę nieznaczne, więc nie miałam obaw że maska może podrażnić moją skórę, czy wywołać zaczerwienienia. Pozostawiła po sobie warstwę okluzyjną, ale w sumie spodziewałam się tego ponieważ te peelingujące, często działają jeszcze przez całą noc i pełne efekty można zobaczyć dopiero następnego dnia rano, po zmyciu jej pozostałości. Podobnie jak reszta masek w płachcie marki Leaders, ta również bardzo dobrze nawilżyła moją skórę, a także intensywnie ją rozjaśniła i dodała blasku - cera wyglądała świeżo i promiennie. Odnotowałam również znaczne zwężenie porów i zmniejszenie śladów po wypryskach. Kolejnego dnia, dało się zauważyć że skóra stała się mocno wygładzona. Była także ładnie zmatowiona, nabrała zdrowego kolorytu oraz zaskórniki na nosie stały się nieznacznie mniej widoczne. Myślę, że ta maska całkowicie spełnia obietnicę producenta i skutecznie złuszcza martwy naskórek. Kolejna, która trafia do ulubieńców!
Spaliny, dym papierosowy, promieniowanie UV- skóra mieszkańców miast narażona jest na wiele szkodliwych czynników zewnętrznych. Po całym dniu spędzonym w wielkomiejskim biegu zafunduj swojej skórze nawilżającą kąpiel, która dodatkowo zwiększy jej ochronę.
A Breath Of Fresh Air, czyli powiew świeżego powietrza , to maska, która przyjdzie na ratunek zmęczonej i zanieczyszczonej skórze. Odświeża, chroni, łagodzi i zamyka w skórze wilgoć na długi czas. Przywróci Twojej cerze komfort, blask i miękkość, jak po dniu spędzonym na wsi.
Skład:
Aqua (Water), Butylene Glycol, Glycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Portaluca Oleracea Extract, Betaine, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Arnica Montana Flower Extract, Centella Asiatica Leaf Extract, Xanthan Gum, Houttuynia Cordata Extract, Parfum (Fragrance), Sodium Hyaluronate, Ledum Palustre Extract, Isomalt, Saururus Chinensis Extract, Artemisia Absinthium Extract, Artemisia Capillaris Flower Extract, Ecklonia Cava Extract, Achillea Millefolium Extract, Gentiana Lutea Root Extract, Buddleja Davidii Extract, Thymus Vulgaris (Thyme) Flower/Leaf Extract, Lecithin, Rhododendron Ferrugineum Leaf Cell Culture Extract, Sodium Benzoate, Lactic Acid
No i w końcu przyszedł czas na opisanie ostatniej z masek, która w założeniu przeznaczona jest na siódmy dzień tygodnia, czyli niedzielę. Jej głównym kolorem jest soczysta zieleń, natomiast napisy są w kontrastującym różowym kolorze. Hasłem przewodnim jest A breath of fresh air i szczerze - mojej skórze przydałby się taki podmuch świeżego powietrza bo podczas obecnego sezonu grzewczego ma skłonność do bycia wyjątkowo suchą, a w dniu gdy testuję maskę wręcz woła o dodatkowe nawilżenie, dlatego jestem bardzo ciekawa efektów!
Zapach maski jest podobny do aromatu pozostałych - jest delikatny, świeży i pachnie trochę jak płyn do płukania tkanin, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Wiem, że to nie wróży dobrze kosmetykowi, jednak skład jest w znacznej części naturalny, więc bez obaw!
Przechodząc do działania, to tak jak się spodziewałam moja skóra jest naprawdę fajnie nawilżona, ale z tego co zdążyłam zauważyć to wszystkie maski marki Leaders dbają o ten aspekt pielęgnacyjny i słusznie bo przesuszenie skóry to pierwszy krok ku jej starzeniu i powstaniu zmarszczek. Dodatkowo, po zdjęciu maski cera stała się odżywiona, ukojona i rzeczywiście w maksymalnym stopniu odświeżona. Odnotowałam również że jej koloryt stał się delikatnie rozjaśniony. Mimo tego, że maska pozostawiła po sobie solidną i lepką warstwę okluzyjną to kolejnego dnia nie pojawiły się na szczęście żadne niedoskonałości, a skóra wyglądała ładnie i zdrowo oraz była przyjemnie wygładzona.
______________________________________________________________________________________________________________
Maski możecie dostać w cenie 22 zł za sztukę (niezależnie od rodzaju) wyłącznie w Kokosklepie - to nowo odkryte przeze mnie miejsce z oryginalnymi kosmetykami z Korei, w którym można znaleźć wiele cenionych i zasłużonych już marek, wiec koniecznie zerknijcie - może coś oprócz masek przypadnie wam jeszcze do gustu!
Co sądzicie o tych maskach dziewczyny? Podoba wam się idea różnych rodzajów masek, innych na każdy dzień tygodnia? Słyszałyście już wcześniej o Kokosklep? Dajcie koniecznie znać w komentarzach! :)
Też o nich jeszcze nie słyszałam. Nawilżanie jest wskazane, zwłaszcza teraz :)
OdpowiedzUsuńLeaders mimo swojej popularności, jest nową marką na rynku polskim więc nie są jeszcze u nas tak znane jak za granicą ;)
UsuńNie słyszałam o tej marce i nie używałam tych masek ale po Twojej opinii chyba skusze się na jakąś.
OdpowiedzUsuńnusiabl.blogspot.com
Naprawdę warto bo nie dość, że mają przyjemny i naturalny skład, to jeszcze przekłada się to na rewelacyjne właściwości pielęgnacyjne <3
UsuńNo ja nadal za maskami nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńWięc nie ma się chyba co zmuszać do zakupu :P
UsuńTe z duzym efektem nawilzenia naj kuszą. Przyznam, ze w tych maseczkach odrzuca mnie tylko łasnie cena :/ Bo tak to je pokochałam!
OdpowiedzUsuńNie słyszałyśmy o tym sklepie ale musimy przejrzeć sobie ofertę ;)
OdpowiedzUsuńPo Twojej opinii i iloci serduszek warto skusić się na te maski :)
Akurat ilością serduszek bym się nie kierowała bo mają one raczej obrazować aspekty pielęgnacyjne w których wyróżnia się dany typ maski - to że któraś dostała np. tylko jedno serduszko w zwężaniu porów, nie oznacza wcale że źle się spisuje, a jedynie odnosi się do tego, że nie jest to jej główna funkcja :P
UsuńFajne kolorowe produkty :)
OdpowiedzUsuńOstatnio nawet zaczęłam stosować maseczki w płachcie. Widać, że te warto wypróbować :)
OdpowiedzUsuńNo i bardzo dobrze! Maski w płachcie są popularne w Korei - oczywiście nie bez powodu :) Jestem pewna, że Twoja skóra będzie Ci wdzięczna bo to naprawdę dobre i skuteczne produkty nawilżające ;)
UsuńPierwszy raz słyszę o tej marce i Twoja recenzja mnie zaciekawiła, może skuszę się na nie, zwłaszcza, że lubię testować całą serię. A pomysł dostosowania jednego z rodzai do każdego dnia tygodnia uważam za intrygujący! :)
OdpowiedzUsuńPrzy tego typu produktach, też zazwyczaj testuję serię w całości - nie lubię jej dzielić na kilka części, bo wtedy mam mniejszy ogląd i nie mogę ich ze sobą porównywać, a to ważne przy recenzjach żeby wszystko było w jednym miejscu :P
Usuńuwielbiam azjatyckie maski w płacie, tej marki kompletnie nie znam, ale myślę że dla mojej suchej skóry najlepsza byłaby opcja Break Up With you Ex- Skin Cells
OdpowiedzUsuńJa też kocham maski w płachtach! Chociaż te akurat nie są azjatyckie, a szwajcarskie ale oczywiście inspirowane tymi koreańskimi ;) Myślę, że oprócz Ex-Skin Cells, warto skusić się jeszcze na H2O oraz Zenitude - one również dogłębnie nawilżą cerę :D
UsuńZawsze byłam sceptycznie nastawiona do takich masek ale może się skuszę?
OdpowiedzUsuńKochana, takie maski naprawdę działają i warto się skusić oraz sprawdzić na sobie ;) Oczywiście wiele zależy od marki, więc w sumie dobrze wcześniej poczytać recenzje żeby się nie zawieść ;)
UsuńUwielbiam maseczki :D Na pewno niektóre przetestuje na sobie :D
OdpowiedzUsuńOdżywcza i nawilżająca były moimi ulubionymi ;)
OdpowiedzUsuńTak, czytałam Twoją recenzję :P
UsuńPierwszy raz widzę te maseczki, mają bardzo rzucające się w oczy opakowanie. :D
OdpowiedzUsuńHah, tak - opakowania rzeczywiście są bardzo barwne i kontrastowe :P
UsuńThanks girl! :*
OdpowiedzUsuńZupełnie ich nie kojarzę, ale Sunshine i Afterparty wyglądają fajnie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie takie produkty lubię, połączenia azjatyckich i naturalnych. Widziałam już te maski, bardzo mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńTak, połączenie naturalności w koreańskich kosmetykach to super sprawa! Te maski w prawdzie pochodzą ze Szwajcarii, ale mimo wszystko powstały we współpracy z koreańskimi naukowcami ;)
UsuńZe wszystkich zdecydowałaby się na czerwoną i pomarańczową :) ostatnie dwie też zworcily moja uwagę, ale na początek raczej większej ilości bym nie brala, tym bardziej ze u mnie z takim składem bywa roznie i moglabym wstać wysypana znając zycie
OdpowiedzUsuńPewnie, zawsze lepiej kupić na początek mniejszą ilość i sprawdzić czy skóra je polubi ;)
UsuńBardzo lubię maseczki w płacie :) w ogole lubie wszelkie maski i maseczki!
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki. Ale te w płacie mocno mi sie juz przejadly. Chętnie wrocilam do kremowych
OdpowiedzUsuńKocham maski na tkaninie. Te wyglądają naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuń